1/28/2018

Góry


Od Tatr dzieli mnie niecałe 200 km. Kocham góry odkąd pamiętam. Moim nieśmiałym marzeniem było - i nadal jest, chociaż o tym na pewien moment zapomniałam - zamieszkać kiedyś, bliżej moich ukochanych gór lub po prostu tam częściej bywać. 
Strasznie poruszyła mnie historia Tomasza Mackiewicza, przyznam szczerze, że nie słyszałam o tym człowieku do momentu wydarzeń, które miały miejsce w ciągu ostatnich kilku dni. Po przeczytaniu historii jego życia, nietrudno mi po raz kolejny stwierdzić, że los pisze ciekawe scenariusze. Człowiek, który odbił się od dna, żeby zdobywać szczyty. Silna osobowość, która mimo wielu przeszkód na swojej drodze do celu, nigdy się nie poddała, nie dała za wygraną porażkom i nieudanym próbom.
Ile razy ja, podczas gdy mi coś nie wyszło, chciałam się cofnąć i w ogóle wymazać z pamięci, że podjęłam się jakiejkolwiek próby. Zmienić plan i zacząć od początku, ale całkiem nowego początku, bo prowadzącego do innego końca. Strasznie takie historie, jak historia Mackiewicza, uświadamiają, że jest się tak na prawdę jednostką słabą. Myślę, że to nie będzie zbyt górnolotne stwierdzenie, że większość ludzi, w obecnych czasach nie goni za tymi prawdziwymi marzeniami, bo ważniejsza  jest pogoń za pieniądzem. Wyścig za materialnymi celami, które tak na prawdę szczęścia nie dają. Gwarantują tylko chwilowe poczucie, że wszystko jest okej, bo przecież stać mnie na coś o czym kiedyś mogłem sobie tylko pomarzyć.
Jest mi bardzo smutno, że i ja temu powoli uległam. Tak mnie dziś w obliczu tych wydarzeń natknęło, że zapomniałam o czym tak w głębi serca marzę.

*picture: https://www.redbubble.com/people/sboucher95/works/24049780-you-have-survived-so-much-mountains

1/02/2018

Cześć, tu życie!

Gdzieś kiedyś usłyszałam, że starta to największa nagroda jaką możemy dostać od życia.  Nie do końca się z tym zgadzam, choć w chwili gdy te słowa usłyszałam, chciałam w nie bardzo wierzyć. Miałam już pewne przeżycia za sobą i byłam w momencie układania rozsypanych resztek dziecięcej naiwności i bezgranicznej ufności. Z tym okresem w moim życiu, wiąże się dużo emocji i uznaję go poniekąd za przełomowy czas, który mnie mocno ukształtował. Czasem sobie myślę, zwłaszcza gdy dostaję od życia kolokwialnie mówiąc w twarz, że chyba miałam to szczęście w nieszczęściu, że los obdarował mnie zbyt idealnym dzieciństwem. Bezpiecznym, nieobarczonym większymi trudnościami dzieciństwem, które zdecydowanie nie  pomogło mi się przygotować na spotkanie z prawdziwym życiem. 
Za chwile moje kolejne urodziny. Przyznam, że już przestaję je powoli liczyć. Mogłabym powiedzieć, że to pewna strategia, chociaż byłoby to świadome kłamstwo. Wiem, że 24 lata to niewiele. Jednak dla osoby, która podświadomie chcę się wciąż czuć 19-latką, to już jest znacząca różnica. Dlaczego tak mam? Być może dlatego, że w gdy byłam w tym wieku, mogłam się nazwać szczęśliwą osobą. Byłam na dobrej drodze, tak przynajmniej czułam, że wreszcie będzie tak jak chcę. Nie wiem czy to kwestia tego, że był to czas nowości na każdej płaszczyźnie mego życia czy najzwyczajniej w świecie tkwię teraz w fałszu, który sama sobie zafundowałam.
Nie żyję tak jak chcę. Co gorsza zaczynam się z tym trochę godzić, bo niczego nie zmieniam i to chyba jest mój największy problem. Aktualnie studiuję kierunek, który był moją życiową pomyłką i wiem to od momentu zaliczenia pierwszego semestru. Tak to się zwykle kończy jak człowiek kieruje się ambicjami i przekonaniem, że jak się troszkę przemęczy, to go to zahartuje i być może zagwarantuje mu lepszą przyszłość. Jednak jeżeli nie robimy czegoś w zgodzie ze sobą, stajemy się oszustami samych siebie. Marnujemy czas, który już nie wróci i energię która napędza do działania.

Zamknę ten etap w swoim życiu już w tym roku, mocno w to wierzę.
Niech blog będzie moją próbą poukładania tego bałaganu i pierwszym krokiem do zmiany! Bo mimo, że może się wydawać, że nie chcę - to akurat bardzo pragnę coś zmienić.
Zapraszam do czytania :)